Głębokie spadki cen ropy wywołały już jeden realny skutek (w odróżnieniu od mnogich medialnych „obaw, prognoz, zapowiedzi…” i wszelkiego tego typu zwierza z wirtualnych lasów). Rozpoczęło się ograniczanie wierceń w Stanach Zjednoczonych. Co tydzień wydawany jest raport firmy serwisowej Baker-Hughes, która liczy, ile wiertni pracuje, ile stoi bezczynnych.
Ten współczynnik jest istotny dla prognozowania produkcji w USA, a zatem bilansu ropy i gazu na całym świecie. Złoża łupkowe to nie to co dawniej – wywierciło się otwór i kilkanaście lat produkt wybijał na powierzchnię bez dodatkowych wysiłków. Klasyczny model wydobycia można porównać do zasady „czy się stoi czy się leży…”, z którą niektórzy mogli zetknąć się w odległych czasach. Model biznesu łupkowego to ciągłe wiercenia, gdyż zmniejszone wydobycie z jednego otworu, duży uzysk na początku pracy, a potem kilka(naście) lat niewielkich i coraz mniejszych ilości ropy czy gazu z otworu.
To powoduje, że trzeba wiercić, wiercić, wiercić (drill, baby drill…). Łupkowe szaleństwo spowodowało, że rocznie wierci się około 40 tysięcy otworów w Ameryce, że ciągle pracuje ponad tysiąc wiertni. I ta ilość zaczęła spadać gwałtownie w końcu ubiegłego roku, gdy już się przekonano, że spadek cen ropy jest głęboki i wydaje się stały. To oznacza wygaszanie wierceń, gdyż spółki uderzone niskimi cenami zapowiadają cięcia w inwestycjach. Za kilka miesięcy więc mamy pewny spadek wydobycia ropy i gazu (lub przynajmniej zahamowanie wzrostu).
Tak też było historycznie. Amerykanie posiadając najbardziej kosztowne złoża, reagowali na ruchy cen ropy wzrostem lub spadkiem wierceń. Szczególnie wyraźnie to widać w sytuacji dużych zmian, na przykład spadku cen w 1986 roku, czy ich wzrostu na początku XXI wieku.

Jak widać wiercenia podążają za cenami ropy. Wysokie notowania – ilość wierceń rośnie… cena spada – za nią i zmniejsza się popyt na wiertnie.
Jeszcze lepiej widać tę zależność na przykładzie ostatnich kilkunastu lat, gdzie powiązanie ilości pracujących wiertni i cen jest bardzo wyraziste. W wierceniach na świecie nie widać gwałtownych zmian w ilości wierceń, ani w roku 1998, ani w 2002, ani w 2008 czy 2015. To amerykańska specyfika.
Ameryka jest potężnym graczem pod względem wielkości produkcji, historycznie była prawie monopolistą w ropie naftowej i gazie ziemnym. Jednak z powodu wysokich kosztów wydobycia z amerykańskich złóż – jest graczem bardzo wrażliwym na wahania cen. Stąd amerykański rynek jest ogromny i bardzo czuły na takie wskaźniki jak ilość odwiertów. Informacja o wiertniach spowodował skok w górę cen ropy o 8%.
Spekulacyjne wahania jednak muszą ustąpić przed makro-trendami, a te są oczywiste: mamy nadwyżkę ropy na rynku, perspektywę wejścia Iranu do gry i stąd wycofanie się amerykańskiej ropy łupkowej jest naprawdę znaczące. Ilustruje to wykres poniższy, gdzie pokazano, w jakim czasie redukowała się ilość (liczona w procentach) wiertni podczas ostatnich spadków cen.
Bardzo czuły ten amerykański barometr naftowy. Ale warto mu się wnikliwie przyglądać, gdyż to, co się tam rodzi, zawita także do nas.
luty 2015 r.